EPITAFIUM

Marcin Jankowski 1977-2017

W zeszłym tygodniu z grona naszych przedstawicieli zniknął uroczy uśmiech Marcina ze Śląska… Po 16 latach wspólnej pracy i po niemal 3 latach ciężkiej choroby Antonio, bo tak mówili na niego przyjaciele, zamieszkał na księżycu. Tak tłumaczył swoim dzieciom to, że niedługo go zabraknie, że nie ma możliwości uporania się z chorobą. Ani on, ani my nie uporaliśmy się z chorobą, ani z jego odejściem. Marcin jest i pozostanie w naszej pamięci jako wspaniały kolega, niezwykle wrażliwy człowiek, dla którego dobro człowieka było dobrem najwyższym. Wszyscy, którzy mieliśmy szczęście znać Marcina doświadczaliśmy w codziennych sprawach jego niezwykłego uroku osobistego i wyśmienitego poczucia humoru, podszytego lekką nutką dekadencji. Wyjątkowo atrakcyjny, elegancki, mistrz kultury i dobrego wychowania, a do tego nad wyraz uprzejmy – nasz Marcin. Jego uśmiech, dowcip, nieprzeciętna wiedza, mądrość życiowa, umiłowanie do książek, dobrego kina, muzyki, samochodów, świata… To tylko lekkie muśnięcie pędzlem, tworzącym obraz tego niezwykłego człowieka. Jako kolegę i przyjaciela darzyliśmy go absolutnym zaufaniem, był kimś, na kim zawsze można było polegać, zarówno w sprawach wielkiej, jak i bardzo przyziemnej wagi. Marcin był człowiekiem pozbawionym  egoizmu i te wszystkie cechy czynią jego odejście jeszcze trudniejszym. Najbardziej na świecie kochał swoje dzieci i to dla nich wytrzymywał ból i cierpienie w chorobie. Był dzieciom absolutnie i całkowicie oddany, był najlepszym tatą, który teraz mieszka na księżycu. My, pozostaliśmy tu na ziemi nieutuleni w żalu i smutku.